Etos pracy, protestantyzm kulturowy i tożsamość – rozmowa z prof. Juliuszem Gardawskim

W 2011 r. z inicjatywy Parafii Ewangelicko-Augsburskiej Świętej Trójcy w Warszawie przeprowadzono w stołecznych parafiach luterańskich, a także w reformowanej i metodystycznej, ankietę, badającą światopogląd, zaangażowanie religijne, a także postawy społeczno-polityczne wiernych. Kierownikiem i współautorem projektu był prof. Juliusz Gardawski, kierownik Katedry Socjologii Ekonomicznej SGH. Zapraszamy do lektury rozmowy z prof. Gardawskim.

 

Panie Profesorze, żyjemy w świecie, w którym religia wciąż jest tematem kontrowersyjnym. Opinie w tej kwestii są dość spolaryzowane. Jedni twierdzą, że religia traci na znaczeniu wobec postępujących procesów sekularyzacyjnych, jednak nie brakuje głosów, przekonujących, że oto jesteśmy świadkami wielkiego powrotu religii, co nie musi od razu oznaczać renesansu religijności instytucjonalnej, związanej z takim czy innym Kościołem. Tak czy inaczej mamy do czynienia z pewnym chaosem wokół religii i w świetle powyższego można zapytać, czy jest jakiś sens w podejmowaniu próby wyłuskania z tego konglomeratu idei i postaw obrazu czy głosu polskiego ewangelika.

Juliusz Gardawski: Jest to bardzo złożone pytanie. Spróbujmy je podzielić na czynniki pierwsze. Użył pan wielkiego kwantyfikatora pt. współczesny świat czy rozterki we współczesnym świecie. Kwantyfikator jest zbyt duży, gdyż świat jest bardzo podzielony i trudno byłoby skonstruować uśrednioną sytuację. Jakiś czas temu byłem w USA na terenie tzw. pasa biblijnego (ang. Biblie belt), w zachodniej części Teksasu. Miasto Lubbock, 200 tys. Mieszkańców, w niedzielę w godzinach odprawiania nabożeństw miasto było opustoszałe, wszyscy byli w swoich kościołach, a jednocześnie były to kościoły sfragmentaryzowane, bardzo dynamiczne, wciąż pączkujące. Widziałem tam żywą potrzebę odradzania się w Chrystusie, zjawisko w naszej kulturze rzadsze.

Chodzi o Kościoły ewangelikalne, baptystyczne?

Nie tylko, trudno bowiem jednoznacznie kwalifikować Chrystusowy Kościół Wielkich Prerii, który jest kolejną mutacją jednego z wielu Kościołów baptystycznych. Ta mutacja w porównaniu z punktem wyjścia niesie w sobie wiele kolejnych modernizacjami. Proszę sobie wyobrazić, że w tym niewielkim Lubbock jest około 200 odrębnych Kościołów (wśród nich jeden luterański), w których większość, jak się wydaje, powstała z powodu personalnych rozłamów. Po wyborach pastora i zdobyciu większości głosów przez nowego pastora, mniejszość ze starym pastorem odchodzi i tworzy własny Kościół, który może mieć nazwę „Trzeci Kościół baptystyczny” albo inną. Niektóre z tych Kościołów krzepną, jak Trinity Church, inne zamierają, by zniknąć lub nagle się odrodzić. Jednocześnie rozmawiając z wieloma osobami zorientowałem się, że są oni ludźmi żywej wiary, obcują na co dzień z Biblią. Poznałem wybitnego inżyniera, człowieka zamożnego, w którego domu, poza literaturą fachową i pomocną w prowadzeniu gospodarstwa, była jedynie Biblia. Leżała na honorowym miejscu w salonie i była regularnie czytana. Z drugiej strony mamy w Europie kraje, w których nastąpiła daleko idąca laicyzacja, w tym szczególnie w krajach kultury protestanckiej. Sprawa nie jest jednak prosta, laicyzacja nie oznaczała bowiem odejścia od dziedzictwa mentalnego, które miało religijne korzenie. Badacz światowych systemów wartości, Ronald Inglehart, wyodrębniał krąg krajów genetycznie (jeśli tak można powiedzieć) protestanckich,  w których jest mocno zakorzeniony kulturowo dziedziczony etos o protestanckim pochodzeniu, mimo że stopień zaangażowania religijnego jest stosunkowo niewielki. Inglehart zwraca uwagę, że w tych społeczeństwach – nawet jeśli obecnie większość wierzących stanowią katolicy lub proces sekularyzacji odcisnął mocne piętno – specyficzna tożsamość o genezie protestanckiej jest głęboko wpojona. Jest to teza długiego trwania kulturowych wzorów wartości, zmieniających się, ale jednak wykazujących silne symptomy protestanckiej przeszłości. Dodajmy do tego obrazu społeczeństwo naszych południowych sąsiadów, Czechów, jedno z najbardziej laickich w Europie.

Jak wygląda polskie społeczeństwo z tego punktu widzenia? Również jest zróżnicowane, mimo dominującego katolicyzmu, co jest w jakiś sposób oczywiste. Jest ekspansywny katolicyzm ludowy formowany przez ośrodek toruński, jest nurt wywodzący się z przedwojennego dorobku Lasek, ks. Jana Ziei, jest zbliżony do niego katolicyzm Tygodnika Powszechnego, Znaku, dziedzictwa ks. Tischnera. Jest silny odłam katolicyzmu politycznego, jest także nurt stroniący od polityki. Ogólnie biorąc z badań opinii wynika, że katolicyzm toruński, polityczny, niechętny Tygodnikowi Powszechnemu, sceptyczny wobec ekumenii jest silny, ale daleko nie dominujący. Handikap polega na tym, że większość nie jest zorganizowana, podczas gdy mniejszość jest i umie przyciągać zwolenników. Problem Kościoła rzymskokatolickiego, podobnie jak innych Kościołów chrześcijańskich to odchodzenie od wiary młodego pokolenia, w większej części z powodów społecznych i kulturowych, w mniejszym z powodu nieatrakcyjnego przekazu religijnego. I tutaj można zadać pytanie, jak w tym konglomeracie funkcjonuje społeczność protestancka. Przede wszystkim zróżnicowanie jest również udziałem polskiego protestantyzmu. Nie sięgając odległej przeszłości spójrzmy na nią w perspektywie II i III Rzeczpospolitej. Inną formacją był protestantyzm zbudowany w byłym Królestwie Kongresowym, którego podwaliny położyła imigracja głównie niemiecka czasów Księstwa Warszawskiego i okresu 1815-1830, inną formacją był protestantyzm na Śląsku, zwłaszcza na Śląsku Cieszyńskim inna na Mazurach, nie wspominając niemieckich kościołów sprzed II wojny.

Warto nawiązać do badań, przeprowadzonych przez nas w dwa lata temu. Jednym z jego celów było porównywalne zbiorowości protestantów i rzymskich katolików na okoliczność mentalności ekonomicznej. W badaniach „Portret współczesnego ewangelika”, które nie są do końca reprezentatywne, postawiliśmy pytanie, czy mamy do czynienia z utrzymywaniem się pewnego wzoru postaw protestanckich w społeczeństwie rzymskokatolickim, czy raczej, patrząc przez pryzmat Ingleharta, etos protestancki zaniknął, rozpuścił się w morzu rzymskokatolickim. Oczywiście otwarte pozostaje pytanie, czy ankietowany protestant nie sugeruje się tym, że jako protestant „powinien” silniej identyfikować się z pracą i tak odpowiadać na pytania kwestionariusza. Staraliśmy się tego uniknąć i zastosowaliśmy obszerne wskaźniki, w których pytania rzadko wprost mogły być interpretowane zgodnie ze stereotypem protestanta. Z tych badań wynika, że deklaracje protestantów warszawskich różnią się od opinii warszawskich rzymskich katolików w tym aspekcie, który można nazwać mentalnością ekonomiczną.

 

Kto prowadził badania, dotyczące wyznawców Kościoła rzymskokatolickiego w Warszawie?

Deklaracje wziętych do badań porównawczych rzymskich katolików zostały wydzielone z dużych ogólnopolskich badań „Polacy pracujący”, przeprowadzonych przed badaniami protestantów. Były one realizowane przez Katedrę Socjologii Ekonomicznej SGH, którą kieruję, a były finansowane przez organizację pracodawców Lewiatan. Gdy kurator Parafii Św. Trójcy, p. Andrzej Weigle, zaprosił mnie do przeprowadzenia podobnych badań ewangelików warszawskich, to wyselekcjonowałem z badań ogólnopolskich grupę warszawiaków z wyższym wykształceniem, którzy zadeklarowali, że są osobami wierzącymi – nie pytaliśmy wtedy o wyznanie, ale wiedzieliśmy, że pojawienie się w takiej próbie kogoś o innej denominacji niż rzymski katolicyzm, jest bardzo niskie. Zatem mogliśmy założyć, że ci, którzy zadeklarowali przynależność religijną, są wyznania rzymskokatolickiego. Oczywiście liczba uczestników nie była reprezentatywna, bo było to ok. 190 kwestionariuszy protestantów, głównie uczestników niedzielnych nabożeństw, oraz ok. 60 rzymskich katolików. Tych danych nie można porównywać w sensie ścisłym, statystycznym. Kilka słów o wynikach porównania. Protestanci z naszego zestawienia różnili się od rzymskich katolików pod względem trzech kwestii: stosunku do pracy, zaufania i racjonalności ekonomicznej. Częściej deklarowali chęć pracy, satysfakcję z chodzenia do pracy, przywiązanie do zakładu pracy. Byli natomiast wyraźnie mniej dynamiczni – zdecydowanie rzadziej deklarowali gotowość do wyjechania za granicę w imię uzyskania wyższych zarobków, częściej deklarowali przywiązanie do pracy najemnej i członkostwa w związkach zawodowych.

Ich deklaracje dowodziły mniejszego dynamizmu, większego konserwatyzmu społecznego, większego rygoryzmu, a zarazem większego zaufania do ludzi. Protestantów cechował wyższy poziom racjonalności ekonomicznej: opowiadali się za rozwiązaniami efektywnościowymi takimi jak zwalnianie zbędnych pracowników. Zdawali sobie w nieco większym stopniu sprawę z nieuchronności bezrobocia. Byli zwolennikami prywatyzacji i rzadziej opowiadali się za utrzymaniem własności państwowej. Można więc przyjąć, że wyniki naszego zestawienia potwierdzają stereotyp inspirowany przez prace Maxa Webera. Trzeba jednak pamiętać, że zestawienie powinno być traktowane jedynie jako podstawa do ewentualnego budowania hipotezy badawczej – z punktu widzenia metodologii nie można mówić o analizie porównawczej.

 

W komentarzu końcowym do ankiety zatytułowanym Wstępne uwagi o roli protestantyzmu w gospodarce odnaleźć można tezę Maxa Webera, dotyczącą związków między kapitalizmem a protestantyzmem, lepszej sytuacji społeczno-gospodarczej w regionach, znajdujących się pod wpływem protestantyzmu. W Pańskiej analizie zaskoczyła mnie jedna kwestia: 58% ankietowanych regularnie, bądź w miarę regularnie czyta Pismo Święte, które jest nieodłączną częścią ewangelickiej tożsamości. Kiedy zestawimy ten wynik z liczbą 78% ankietowanych, deklarujących, że etos pracy jest wciąż istotny, to powstaje pytanie o to, czy czasem nie jest tak, że kulturową tożsamość protestantów warszawskich (i nie tylko) bardziej definiuje stosunek do etosu pracy niż to, co leżało u podstaw ruchu reformacyjnego, a więc przywiązanie do pobożności biblijnej. Czy ów etos pracy nie jest mitem założycielskim, legendą wciąż przekazywaną i powtarzaną, która jeszcze mocniej niż Pismo stało się elementem identyfikacyjnym protestanckiej tożsamości?

Max Weber jest źródłem, które jest intelektualnie niezwykle płodne. Poza tym Weber wywołuje nieustanne spory i dyskusje. Jeśli chodzi o perspektywę socjologii ekonomicznej, to Weber rekonstruował drogę na jakiej kolejne stopnie reformacji wydobywały z Biblii ten przekaz, który dał następnie etos protestancki: najpierw luterański stosunek do pracy, pojęcie Beruf – zawodu-powołania, dalej kalwiński aktywizm i w końcu ukształtowany w nurcie amerykańskim rygoryzm moralny. A więc nie jest tak, że czytając Biblię, człowiek wyczytuje z niej, że należy sumiennie pracować, jest natomiast tak, że dla protestanta czytającego Biblie pewne wątki stają się bardziej wyraziste niż dla innego chrześcijanina, jak z Chrystusowymi słowami o zakopanych talentach ważnymi dla etosu protestanckiego lub o wielbłądzie i uchu igielnym bliższemu etosowi rzymskokatolickiemu.

Tak więc ukształtowany historycznie etos jest przenoszony przez kulturę, środowisko, dom, przez system wartości, który można byłoby określić jako efekt długotrwałego oddziaływania protestantyzmu na uprzednio ukształtowanym gruncie kulturowym. Jest przecież opowieść o Lutrze, gdy jako dziecko wziął bez pytania orzech, a ojciec bardzo dotkliwie ukarał go fizycznie i zrobił mu wykład na temat ciężkiej pracy i uczciwości, a było to przecież przed wielką, protestancką rewolucją. Luter już wiedział, że nie wolno tak po prostu wyciągnąć rękę po orzech oraz że należy pracować ciężko. To nie jest tak, że protestantyzm automatycznie i znikąd zaszczepił pewne normy zachowań i pojawiły się one niczym deus ex machina. Nie znaczy to, że bez protestantyzmu pewne ważne wartości nie były w ogóle kultywowane, że odwołamy się do przykładu bardzo pracowitej katolickiej Bawarii czy do opisywanej przez Webera kulturze średniowiecznych zakonów, niosącej misją cywilizacyjną i skupionej na ciężkiej pracy. Protestantyzm raczej wzmocnił pewne wartości lub je wydobył z przekazu biblijnego, następnie rozpowszechnił po czym uległy one rutynizacji i istniały w przestrzeni społecznej bez bezpośredniego odniesienia do Biblii. Wchodzą one w swego rodzaju krwioobieg kultury i są przekazywane w procesie wychowania od najwcześniejszych lat, dając w pewnych sytuacjach odruchowe, zautomatyzowane reakcje.

W prasie można było przeczytać artykuły o zaskoczeniu Norwegów tym, co przynosi obca kultura. Pewne zderzenia kulturowe powodowały szoki, jak np. w przypadku bałkańskiej kultury romskiej. Norwegowie oferowali pracę i spotykali się z zaskakującą reakcją osób, które nie chciały pracować: jak można nie chcieć pracować?! Takie sytuacje stanowią ogromne wyzwanie także dla innych społeczeństw. Oto Holendrzy, którzy szczycili się tym, że ich społeczeństwo jest otwarte i tolerancyjne. Okazuje się, że tolerancja ma swoje granice i rozprzestrzenienie się nowych wzorów może powodować zagrożenie własnej tożsamości, ukształtowanej w dużej części przez protestantyzm.

Utrwaliło się przekonanie, że protestancka kultura niesie ze sobą etos pracy. Jak to wygląda w Polsce? Z badań wynikać może, iż stosunek do pracy wyróżnia in plus protestantów, czy jednak tak jest rzeczywiście. Kiedy wspominam pokolenie, które już odeszło, pokolenie moich dziadków, to dla przedstawicieli tego pokolenia oczywiste, że ewangelik solidnie pracuje. Jak mi mówiono, gdy przed wojną ktoś poszukiwał pracy i deklarował, że jest ewangelikiem, to pracodawca traktował go z dużym kapitałem pozytywnego zainteresowania i poczuciem, że będzie to solidny pracownik. To było oczywiste dla środowiska protestanckiego, że tak jest oceniane i to również wzmacniało pewne postawy. Mam wrażenie, że w naszym pokoleniu to jednak zwolna zanika.

 

Pan profesor jest wprawdzie socjologiem, to jednak pozwolę sobie zadać teologiczne pytanie: mówiąc o zakorzenionej mentalności protestanckiej poruszyliśmy zagadnienie protestantyzmu kulturowego, zrutynizowanego, który doskonale radzi sobie bez wiary, bez Biblii, czy uczestnictwa w niedzielnym nabożeństwie. Jak bardzo i czy w ogóle ten protestantyzm kulturowy stanowi niebezpieczeństwo dla żywego świadectwa wiary w Chrystusa, a więc tego, co ostatecznie stanowi fundament reformacyjnej refleksji?

To trudne pytanie. Intuicyjnie postrzegam te dwie kwestie jako dwie równoległe, nieprzecinające się linie. Z jednej strony można mieć mocno zinternalizowane wartości pracy, obowiązku, rzetelności, a z drugiej postawy te mogą być oderwane od transcendencji i świadectwa. U samego Webera oraz w innych analizach to nie jest tak, że Luter wyczytał powołanie zawodów w Biblii – ten etos ukształtował się w skomplikowanym procesie sublimacji, w którym świadectwo wiary odgrywa istotną rolę. Można też wysunąć tezę, którą potwierdzają obserwacje, iż protestantyzm, zwiększając poczucie osobistej odpowiedzialności może indywidualizować relacje międzyludzkie i w dalszej konsekwencji osłabiać tendencję do bycia w zborze. Aby jednak taka tendencja doprowadziła do pustych kościołów w Szwecji potrzebne jest wiele innych czynników społecznych, ekonomicznych, kulturowych.

 

Jeśli spojrzymy na zestawy pytań, dotyczących światopoglądu etyczno-moralnego, a w szczególności takich zagadnień jak aborcja, eutanazja czy stosowanie sztucznego zapłodnienia (in vitro), to wyniki przypominają ogólnopolskie wskaźniki, a zatem środowisko warszawskich ewangelików ukazuje w pewien sposób strukturę ideową ogółu Polaków. Czy takie stwierdzenie jest uprawnione?

Tak, myślę, że tutaj nie ma zasadniczych różnic. Oczywiście akcje edukacyjno-katechizacyjne Kościoła rzymskokatolickiego mogą coś zmienić, jednak większych zmian nie oczekuję. Wracając do pańskiej tezy: inteligencja warszawska, protestancka nie różni się tutaj od ogółu warszawskiej inteligencji, w tym rzymskokatolickiej.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał Dariusz Bruncz

: : WYNIKI BADAŃ „PORTRET WSPÓŁCZESNEGO POLSKIEGO EWANGELIKA” (pdf)

+++

PROF. JULIUSZ GARDAWSKI jest szefem katedry Socjologii Ekonomicznej SGH od wielu lat aktywnym badaczem, popularyzatorem i orędownikiem dialogu społecznego w Polsce. W swoich badaniach podejmuje kwestie funkcjonowania związków zawodowych, organizacji pracodawców i funkcjonowania dialogu społecznego na wszystkich poziomach – od krajowego, poprzez branżowy i regionalny, na dialogu na poziomie zakładowym kończąc. Jest autorem kilkunastu książek poświęconych tej problematyce. W 2011 roku otrzymał prestiżową Nagrodę im. Andrzeja Bączkowskiego przyznawaną osobom, które rozwiązują ważne problemy społeczne i stanowią wzór służby publicznej. Prof. Gardawski jest prawnukiem ks. bp. Juliusza Burschego, członkiem Parafii Ewangelicko-Augsburskiej Świętej Trójcy w Warszawie oraz Synodu Diecezji Warszawskiej Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego.